JESIEŃ NASZA, WIOSNA (NA RAZIE) RYWALI

4 kwietnia, 2016 | by Bogusław Zawadzki
JESIEŃ NASZA, WIOSNA (NA RAZIE) RYWALI
PIŁKA NOŻNA
0

To wyglądało jak primaaprilisowy żart z opóźnionym zapłonem. Po 12 minutach sobotniego starcia Mamry Giżycko – Warmiak Łukta czwartoligowcy znad Niegocina prowadzili już 2:0 i całkowicie kontrolowali wydarzenia na murawie. Trzy punkty do swojego konta dorzucili jednak zawodnicy z Łukty. 

DSC02793

Kiedy w 3. minucie Grzegorz Kolaczuch (na zdjęciu pierwszy z lewej), a w 12. Krystian Wiszniewski pokonali bramkarza Warmiaka, obecni na meczu sympatycy Mamr z pewnością zastanawiali się, jaki bagaż wywiozą z Giżycka niżej notowani przeciwnicy „Gieksy”. Po dwóch kwadransach powinno być 3:0 i „po ptakach”. I pewnie byłoby, gdyby Mariusz Machniak po prostu uderzył piłkę w światło bramki, a nie starał się udowodnić całemu światu, że jest prześwietnym dryblerem. To był początek końca „Gieksy” w tym meczu. W 31. minucie błędu doświadczonego pomocnika Mamr nie powielił snajper Warmiaka Maciej Kubiński, który nie bawiąc się w Messiego po wrzutce z prawej flanki precyzyjnie huknął z pierwszej piłki i zamiast 3:0 zrobiło się tylko 2:1. Tuż przed przerwą brak komunikacji między bramkarzem a jednym z obrońców Mamr omal nie zakończył się wyrównującym golem. Nieuchronnie zmierzającą do siatki futbolówkę na linii bramkowej dopędził jednak debiutujący w czwartej lidze Mateusz Butyłow (na zdjęciu w środku) i dzięki temu na przerwę gospodarze zeszli z jednobramkowym prowadzeniem.

DSC02805

Druga odsłona w wykonaniu giżycczan to już kompletna klapa. Jeden groźny strzał Pawła Aleksandrowicza w ciągu 45 minut to zdecydowanie za mało, by myśleć o pokonaniu nawet takiego ligowego przeciętniaka jak Warmiak Łukta. Przeciętniaka, który jednakże w mistrzowski sposób potrafił obnażyć słabości „Gieksy”, zwłaszcza w mocno kulejącej grze defensywnej. Drugi w tym meczu gol Kubińskiego  i dwa trafienia Kacpra Golksa zapewniły Warmiakowi drugie z rzędu wiosenne zwycięstwo. Mamry poniosły zaś drugą w tym roku porażkę na własnym boisku i w tabeli obsunęły się na 7. miejsce. Kibice, którzy w sobotę przybyli na stadion MOSiR, nie kryli swojego rozczarowania słabą postawą swoich ulubieńców.

W starciu z Warmiakiem trener Mariusz Niedziółka nie mógł skorzystać z usług aż siedmiu piłkarzy, których miał do dyspozycji w poprzednim meczu z Tęczą Biskupiec (najbardziej odczuwalny był brak Krzysztofa Łokietka).

– Z konieczności musiałem sięgnąć po piłkarzy, którzy tak naprawdę ze względu na stan zdrowia czy przygotowanie do gry nie powinni się jeszcze na boisku znaleźć – mówił szkoleniowiec „Gieksy” podczas pomeczowej konferencji.

Efekt widzieli wszyscy. Szukanie usprawiedliwienia porażki w absencji poszczególnych graczy nie wszystkich jednak przekonuje. Meczu nie przegrali bowiem „wykartkowani” czy kontuzjowani – przegrali go ci, których trener desygnował do gry. Na tym poziomie rozgrywek nie ma (a przynajmniej nie powinno być) gwiazd nie do zastąpienia, więc teoretycznie przysłowiowy zawodnik X powinien być pełnowartościowym zmiennikiem zawodnika Y. Sęk w tym, że tak jak w potyczce z Tęczą, tak w meczu z Warmiakiem znowu nie było pomysłu i radości z grania w piłkę. Znowu zawiódł cały zespół, a najbardziej ci ograni, na barkach których spoczywa największa odpowiedzialność. Podczas wspomnianej pomeczowej konferencji Mariusz Niedziółka mógł z czystym sumieniem „toczka w toczkę” powtórzyć to, co powiedział po inauguracyjnym spotkaniu z Biskupcem. Bo kilku jego podopiecznych znowu „przeszło obok meczu”. Ich nazwiska jeszcze z ust trenera nie padły, lecz coraz częściej słychać je z trybun. Może warto czasem wsłuchać się w głos ludu?

W sobotę na stadionie MOSiR był jednak ktoś, kto nie zawiódł. To „Mazurscy Fani”, czyli odrodzona giżycka „Żyleta”, która od 1. do 90. minuty – bez względu na to, co działo się na murawie – zagrzewała Mamry do walki. Młodzi sympatycy klubu nad Niegocinem nie zapomnieli także o nieobecnych – w zajmowanym przez nich sektorze pojawił się transparent z napisem „Grażul zdrowiej”, dedykowany bramkarzowi Mamr Adamowi Grażulewiczowi, który tydzień wcześniej doznał kontuzji w meczu z Tęczą (pęknięcie łąkotki i zerwanie przednich więzadeł w kolanie).

DSC02787

bz

Comments are closed.