Czego jak czego, ale wygranej z wiceliderem kibice czwartoligowych Mamr Giżycko się nie spodziewali. Ponieważ jednak w piłce nożnej wszystko jest możliwe – a w polskiej zwłaszcza – trzy punkty zostały w sobotę nad Niegocinem.
Przed pierwszym gwizdkiem w starciu Mamr z Motorem Lubawa, który bardzo przekonywująco wygrał siedem kolejnych spotkań o punkty i był zdecydowanym faworytem potyczki z „Gieksą”, kilku giżyckich sympatyków futbolu było dziwnie spokojnych o wynik.
– Podobno Motorowi nie zależy na wygranej i na awansie do trzeciej ligi, dlatego przyjechał dziś bez kilku zawodników z podstawowego składu – informował „w kuluarach” jeden z porządkowych. Mężczyzna twierdził, że takie słowa padły podczas luźnej rozmowy kierownika lubawian z jednym z giżyckich działaczy.
To, co wydarzyło się między 1. a 90. minutą meczu, potwierdziło „rewelacje” porządkowego. Czy Motor tego meczu nie chciał wygrać, czy wygrać nie potrafił – nieistotne. Fakt, że przy takim zaangażowaniu w grę (a może raczej jego braku) wygrać nie mógł. Klasyczny hat-trick Damiana Mazurowskiego (na zdjęciu pierwszy z lewej) w drugiej połowie i gol bardzo skutecznego ostatnio Mariusza Machniaka (trafienie w bodajże czwartym meczu z rzędu) zapewniły zwycięstwo Mamrom (4:1), które na tle słabego wicelidera zaprezentowały się całkiem przyzwoicie. W tabeli „Gieksa” jest nadal siódma. Do zakończenia rozgrywek pozostały trzy kolejki, w tej najbliższej giżycczanie podejmą piątą w stawce Zatokę Braniewo.
bz